Administrator |
Administrator |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2009 |
Posty: 321 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
|
Skąd: Gdańsk |
|
|
 |
 |
 |
|
Wielkie wysypisko obrazów
Proza Kuśniewicza zaliczana jest nie bez racji do nurtu ewokującego dawne światy, obejmującego zresztą zjawiska bardzo różnorodne. Na tle tego nurtu wyróżnia się autotematyzmem. Uwaga pisarza skierowana jest tyleż na rekonstrukcję przeszłości, co problematyczność tej rekonstrukcji. Przeszłość jest zamknięta na zawsze, ale jednocześnie oddziałuje na teraźniejszość, domagając się unaocznienia. Ale z przeszłości pamięć nie ocala prawie nic.
Kuśniewicz sugeruje, że w podejściu do przeszłości istnieją dwie możliwe strategie. Pierwsza z nich polega na kolekcjonowaniu okruchów, bez ambicji uzyskania wyobrażenia o całości. Kolekcjonować można jedynie to, co będąc już martwe, łatwo się poddaje, nie stawia oporu. W “Lekcji martwego języka” porucznik Alfred Kiekeritz gromadzi eklektyczną kolekcję, w skład której wchodzą porcelana, ikony, szmirowate reprodukcje, makatki i zrobione z włóczki obrazki. Zebrane okruchy przeszłości można jedynie podziwiać, kontemplować, ustawiać w mniej lub bardziej arbitralnym porządku (w pierwszej części “Stref” ironicznym symbolem takiego pozornego porządku są tytułowe znaki zodiaku). Ten sposób podejścia do przeszłości prowadzi do unieruchomienia, czyli śmierci. Równa się bezpowrotnemu złożeniu przeszłości do grobu, bez nadziei na apokatastazę. Przypomina wpatrywanie się w nieme zdjęcia umarłych. Jest gromadzeniem wielkiego wysypiska obrazów, pociętej na klatki taśmy filmowej, która nijak nie chce się złożyć w całość.
Istnieje jednak jeszcze druga strategia, i tę wyraźnie preferuje Kuśniewicz. Dziury w pamięci pozostawiają pole wyobraźni - można snuć hipotezy tam, gdzie pamięć nie sięga, obszary zapomnienia wypełniać kierując się zasadą prawdopodobieństwa albo, snując dowolne fantazje, eksplorować krainę możliwości, konstruować alternatywne biegi wydarzeń. Strategia ta jest zgodna z naturą ludzkiej pamięci, która “podkłada przekornie w miejsce rzeczywistości fakty zmyślone”, ale jest przede wszystkim strategią artysty, który potrafi martwe obrazy wprawić w ruch, a niekiedy nawet wskrzesić umarłych.
Jednym z najpiękniejszych fragmentów “Znaków zodiaku” jest ten, w którym narrator opowiada o domniemanych losach lekarza Sala Grynszpana, tak, jakby Holokaust nigdy nie miał miejsca: zamiast wyjechać do Ameryki Salo mieszkałby w polskim Lwowie wraz z piękną Erną Waksbaum, wysyłał swoją żyjącą matkę na kurację do Karlsbadu (“Żydzi nigdy nie zapominają o swoich starych rodzicach. Kto nie wierzy, niech przeczyta »Obietnicę poranka« Romain Gary’ego”), czytał książki. Narrator powieści odnosi tym samym imaginacyjne zwycięstwo nad śmiercią, podszyte oczywiście gorzką ironią. Stawia się w roli demiurga, który bierze trochę strzępów rzeczywistości, trochę marzeń i w wyobraźni składa z tego surowca nową całość. W rezultacie odtworzenie okazuje się stworzeniem. “Istnieje bowiem świat realniejszy w smaku i w barwach od rzeczywistego, prawdziwy i trwalszy, ten, który wyrósł i dojrzał w pamięci, zrósł się z faktów i ich interpretacji, ze strzępów krajobrazu i fragmentów rozmów, świat utkany z prawdy i zmyślenia, gdzie części zmyślone bywają trwalsze i cenniejsze, wydają się rzetelniejsze od rzeczywistości przeżytej, która służy im tylko za kanwę i tło” (“W drodze do Koryntu”).
Kuśniewicz miał jeden wielki temat - było nim poszukiwanie człowieka autentycznego, wyzwolonego spod presji ideologii i kultury, pytanie o możliwość ocalenia indywidualnej osobowości. Nie był oczywiście w tym temacie odosobniony, wystarczy przeczytać nazwiska jego mistrzów. W wieku XX był to temat Gombrowicza (trudno nie zauważyć, że “W drodze do Koryntu”, z parodystycznymi opisami szkolnej tresury Gerdy oraz zebrań towarzyskich celebrowanych w zamku ciotki Reilly w austriackich Alpach, nosi aż nazbyt wyraźne piętno fascynacji autorem “Trans-Atlantyku”), a także powieści austriackiej, z “Człowiekiem bez właściwości” na czele.
Analogie między Musilem a Kuśniewiczem nie zostały do tej pory prześledzone, a wydają się interesujące. Nie tylko w dziedzinie estetycznej - obydwaj pisarze ulubili sobie tryb hipotetyczny, w obrębie którego to, co mogło było być, okazuje się ciekawsze od tego, co było, a opisowi tego, co było, towarzyszy zastrzeżenie, że wszystko mogło było być inaczej. Przede wszystkim jednak obaj pisarze mieli podobną filozofię człowieka. “Człowiek bez właściwości” okazywał się dla nich nie tyle figurą negatywną, co pozytywnym postulatem dotarcia do esencji człowieczeństwa w erze dekadencji, czyli skompromitowanych ideologii i kulturowych kostiumów, które wyszły z mody.
O ile jednak Musilowski człowiek bez właściwości był obdarzony ostrą samoświadomością, a jego podróż kończyła się klęską na wyspie-Utopii, Kuśniewicza zazwyczaj nie interesowały utopijne projekty realizacji człowieczeństwa, ale rzeczywiste mechanizmy samooszustwa, jakim podlegał człowiek, chcący wyzbyć się właściwości. Dlatego, co słusznie zauważyli krytycy, Kuśniewicz w swych powieściach konstruował sytuację podobną do seansu psychoterapeutycznego - w którym opowieść pacjenta wiele mówi psychoterapeucie, tyle że jest to coś zupełnie innego niż pacjentowi się wydaje.
Idealny model takiej sytuacji został przedstawiony w drugiej powieści Kuśniewicza, “Eroice”, której bohater, Otto von Valentin, potomek starego austriackiego rodu, siedząc po wojnie w więzieniu wraz z innymi hitlerowskimi zbrodniarzami odbywa (w wyobraźni) rozmowę z profesorem Maurerem, “słynnym psychoterapeutą”. Podczas gdy w mniemaniu bohatera jego akces do faszyzmu był spowodowany chęcią zerwania ze zmurszałą kulturą przodków i przekonaniem, że “trzeba zstąpić na samo dno, aby stać się nagim”, profesor Maurer pokazuje, że postawa Valentina, mająca źródło w kompleksie niższości, była czymś dokładnie odwrotnym: nie tyle zerwaniem z dekadencją, co jej dopełnieniem. Warto przy okazji zauważyć, że w opublikowanej na początku lat 60. “Eroice” Kuśniewicz szedł wyraźnie tropem Tomasza Manna, demaskując mit faustowski i stwierdzając, że żadnego diabła nie było.
Całkowite zdemaskowanie
Ten gest demaskacji politycznych ideologii powtórzy pisarz jeszcze kilkakrotnie. W “Znakach zodiaku” opowiedzenie się po stronie nacjonalizmu otwiera bohaterom, należącym do różnych narodowości pogranicza, drogę do regresywnej przemocy. W “Witrażu” demaskacji podlega... apolityczność - głównym bohaterem jest francuski intelektualista o polskich korzeniach, którego dystans do kluczowych ideologii jego czasów (powieść toczy się w drugiej połowie lat 30., mając za tło wojnę domową w Hiszpanii, a potem w trakcie II wojny, i przypomina “Drogi wolności” Sartre’a, z ich nieco sztucznym zderzeniem rozmaitych postaw) nie jest wynikiem świadomego wyboru ale - znów - oznaką schyłkowości, nieumiejętności dokonania żadnego wyboru.
Arcyciekawie pod tym względem przedstawia się “Trzecie królestwo”, w momencie publikacji uznane za powieść chybioną, a dziś zaskakujące trafnością obrazu rewolty studenckiej ’68 roku. Kuśniewicz sportretował tu przedwojennego niemieckiego komunistę, który przeszedł przez obozy koncentracyjne po to, by po wojnie robić karierę adwokata nazistów w Niemczech Zachodnich, a także syna bohatera - przywódcę grupy zbuntowanej, anarchizującej młodzieży, który jednak w momencie aresztowania sypie bez wahania swoich kolegów. W tej powieści, w której dwa pokolenia patrzą na siebie, wzajemnie się demaskując (i każde ma sporo racji), najciekawszy jest barwny obyczajowo, ironiczny portret młodzieży, no i diagnoza, niezwykle odważna: polski pisarz dawał w 1975 roku do zrozumienia, że za rewoltą studencką stało nie umiłowanie wolności, ale tęsknoty totalitarne.
Psychoanalityczny seans przebiega na zupełnie innej płaszczyźnie w “austriackich” powieściach Kuśniewicza, które przyniosły autorowi największą sławę - tutaj akcent przesunięty jest z fenomenu politycznego na kulturowy. W “Królu Obojga Sycylii” i “Lekcji martwego języka” pisarz przedstawił dzieje dwu bohaterów - Emila R. i porucznika Kiekeritza na tle ostatnich dwu dekad istnienia habsburskiego imperium. Bohaterowie są uwiedzeni Nietzscheańską ideą nadczłowieka (pierwszy z wypiekami na twarzy czyta w młodości “Zaratustrę”), choć interpretują ją w typowy dla epoki, powierzchowny sposób. Ostatecznie każdy z nich dokonuje “bezinteresownego” morderstwa, a potem umiera - pierwszy na początku I wojny światowej, drugi - w dniu jej zakończenia. Raz jeszcze siła okazuje się maską słabości, a indywidualizm - uleganiem nastrojom epoki. Emil R. w obliczu militarnych konfliktów swych czasów stwierdza, że nie zalicza się do żadnego z walczących ludów, ale “jest wyłącznie sobą”. To oczywiście jeszcze jedno złudzenie: im bardziej bohater chce być jedynie sobą, tym bardziej przemawiają przez niego siły, z których istnienia nie zdaje sobie nawet sprawy. |
|